Mamy Maryję, naszą i Jego Matkę – „Błogosławioną między niewiastami”. Ona codziennie wskazuje nam Jezusa i podpowiada jak mamy Go słuchać i wypełniać Jego naukę, by błogosławionym uczynić nasze życie.
Pan Jezus nie wymaga od nas ślepej wiary, ale takiej wiary, która jest konsekwencją otwarcia się na prawdę.
Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.
Modlitwa „Ojcze nasz”, której Jezus nauczył apostołów przypomina mi, że w moim życiu najpierw mam mówić „święć się Imię Twoje”, a dopiero potem „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”.
Co takiego wybrała Maria, że okazuje się to ważniejsze od wypełniania posługi i obowiązków? Maria wybrała Słowo. Maria wybrała Miłość.
Na drzewie Krzyża Jezus Chrystus, Jednorodzony Syn Ojca, stał się jak ten winny krzew, wydający przeobfity owoc na życie wieczne.
On pozwala zbliżyć się do siebie w takim stopniu, w jakim sam zechce i ludziom, którym zechce. Tym, którzy całkowicie Mu zaufają, którzy nie kalkulują, nie „mędrkują”, nie wynoszą się ponad innych. To właśnie owi ewangeliczni „prostaczkowie”, którzy „widzą” i „słyszą”, ponieważ najpierw uwierzyli.
Tyr i Sydon to symbole miejsc pogańskich. Tam pogaństwo kwitło. Jezus przywołując właśnie te miasta, jakby ostrzegał wszystkich, którzy „są bez zarzutu”, że miara Boska jest inna niż miara ludzka.
Dzisiejsze święto i czytania liturgiczne przypominają, że Anioł Stróż nie jest postacią wymyśloną przez jakiegoś bajkopisarza ani modną, glinianą ozdóbką na półce z książkami. Jest realnym Bożym Posłańcem, którego powinniśmy prosić o pomoc w dorastaniu do Bożego dziecięctwa.
Mesjasz odrzucony przez swoich, tak samo jak przez Samarytan, nie przestaje podążać drogą wyznaczoną przez Boga.