Czasem Bóg i w naszym życiu dopuszcza sytuacje trudne i bolesne po to, byśmy nauczyli się ufać jego Słowu i Jego Miłości do człowieka.
Mały Jaś, który od dawna jest już dorosłym Janem, może nie pamięta, komu zawdzięcza szczęśliwe dzieciństwo... Ale pamięta Chrystus. On jeden wie, co człowiek ma w sercu i co przynosi z sobą tam, gdzie liczą się już tylko nasze dobre, miłosierne czyny.
Bernardyn od dziecka odznaczał się bardzo słabym, cichym i jakby zachrypniętym głosem, czego powodem były zapewne słabe płuca i przewlekła choroba dróg oddechowych. Ponadto cierpiał na wadę wymowy. A jednak dla Bożych planów nie istnieją żadne przeszkody.
„Oswoiliśmy” sobie naszego Boga i to tak dalece, że niemal wydaje się, że go sobie stworzyliśmy na nasz obraz i na nasze podobieństwo. Do tego jesteśmy tak zuchwali, że czujemy, jakbyśmy mieli do Niego szczególne prawo.
Jakże często, zbyt często, rozpoznajemy samych siebie w spowitej mrokiem zawiści sylwetce drugiego syna – tego „porządnego”, tego, co to „nie roztrwonił” ojcowskiego dziedzictwa i któremu wydaje się, że jest bez grzechu.
Pytanie, które Jezus postawił swoim uczniom dziś stawia każdemu z nas, którzy przyznajemy się do Niego, którzy pragniemy być Jego świadkami.
Jezus przypomina nam o godności Bożych dzieci. Nie jestem tylko zwykłym człowiekiem. Jestem córką samego Boga. A takie szlachectwo zobowiązuje.
To miłość, zwłaszcza miłość miłosierna, będzie jedynym kryterium, które zadecyduje o wieczności człowieka, o tym czy staniemy po prawej stronie – wśród błogosławionych, czy po stronie lewej – pośród przeklętych,
Centralne obchody Światowego Dnia Chorego w archidiecezji katowickiej miały miejsce w kaplicy Szpitala Wojewódzkiego w Tychach.