Wiara pozwala z nadzieją i miłością prosić Pana i za gorszycieli, i za zgorszonych, bo tylko Pan potrafi skruszyć zatwardziałe i uleczyć zranione serca.
„Będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym się tobie odwdzięczyć”.
„Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie”.
„Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim?”
My, którzy poznaliśmy Ewangelię – Dobrą Nowinę o miłości Boga, jesteśmy światłem, które ma jaśnieć dla innych, jesteśmy solą ziemi, która ma nadawać cudowny smak życiu naszemu i tych, którzy żyją obok nas.
Ileż to razy wewnętrzny głos podpowiada nam, co mamy robić a nawet popycha nas do działania, ale… coś hamuje. Może obawa, lenistwo, pycha...
Ile razy wypowiadamy bezmyślnie słowa nie zastanawiając się nad ich konsekwencjami? Ile razy swoimi słowami ranimy a nawet zabijamy?
Prawie na każdym obrazie Maryja wskazuje na Jezusa albo adoruje Go, jakby chciała nam powiedzieć: tak, jestem waszą Matką i kocham was, ale to On jest źródłem tej miłości, On zbawia!
Ile razy słyszę w sercu to polecenie Jezusa: „ty daj im jeść, ty daj im swój czas, ty się w to zaangażuj!”. Pokusa umniejszania swojej roli, swoich możliwości jest wielka: przecież nie mam NIC PRÓCZ...
Pan daje się poznać i nie odmawia swojej bliskości tym, którzy Go prawdziwie i szczerze szukają.