Jezus zaprasza mnie na spotkanie z Jego dotykiem. Chce dotykać tych miejsc we mnie, które nie widzą, nie czują, są sparaliżowane. Pyta mnie, czego naprawdę chcę. Nie pyta czego chce mój brat, przyjaciel, przełożony albo sąsiad. Pyta, czego ja chcę i czy wierzę…
Adwent to czas, aby porzucić decyzję – może i efektownego, ale nietrwałego – „budowania na piasku”.
Jezus uwielbia Boga w trudnym położeniu. Dopiero co został odrzucony i zlekceważony. Ale właśnie to uwielbienie przywraca właściwą perspektywę patrzenia na wydarzenia codzienności.
Dzisiejsze Słowo Boże jest więc lekcją pokory dla tych, którzy – jak zdarzało się to uczniom Jezusa – uważali, że mają do Niego więcej „praw”, niż inni, że wiedzą więcej od innych, że zasługują na „pierwsze miejsca” w Królestwie Bożym.
Wszyscy chrześcijanie mają we wspólnocie Kościoła swe miejsce i misję do spełnienia, według danego im charyzmatu. Najważniejsza jest jednak postawa czuwania i oczekiwania na powrót Chrystusa.
Słowa, przywołane w dzisiejszej Ewangelii Jezus wypowiada nie po to, aby nas przestraszyć, lecz aby wezwać do nawrócenia, do tego, byśmy nie pozwolili Złemu upodobnić naszej duszy do spustoszonej Jerozolimy.
Bóg nie obiecuje nam świętego pokoju, ale zapewnia, że pośród doświadczeń i trudów stanie z nami ramię w ramię i ocali nas od zła.
Zasadnicze pouczenie, jakie płynie z dzisiejszej Ewangelii, to prawda o tym, że trwając wiernie przy Bogu, rozpoznamy właściwy czas Jego przyjścia.
To nie stan posiadania jest tym, co nas ogranicza lub pobudza do hojności. (...) Bo tak naprawdę liczy się nie stan naszego konta czy wypchany portfel, ale zawartość naszego serca, nasze przywiązania i nasze priorytety.
«Siejmy Miłość tam, gdzie jej nie ma, a zbierzemy plon miłości».