Jezus odchodząc do Ojca obiecuje uczniom Ducha Świętego Pocieszyciela. W języku greckim określany jest On słowem „Parakletos” co etymologicznie oznacza „wezwany obok”.
Pomyśl tylko: miłość, która nigdy się nie skończy, miłość, która już zawsze będzie dla nas źródłem radości. Aż chce się żyć! Wiecznie!
Tak jak latorośl nie może istnieć bez winnego krzewu, tak my nie będziemy żyć bez Chrystusa.
„A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”. Dziękuję Ci Jezu, że i mnie uczyniłeś spadkobiercą tej obietnicy. Dziękuję Ci za Twoje miłosne wyznanie.
Jezus tłumaczy uczniom (i nam), że przebywanie z Bogiem jest celem i sensem życia. I nie chodzi tutaj o to, że aby zamieszkać w Domu Boga, będzie się trzeba kiedyś gdzieś „przeprowadzić”.
Owa jedność uczniów, o którą prosi Jezus, ma być zanurzona w jedności Ojca i Syna niczym w źródle i ma uzdalniać uczniów do wzajemnej miłości.
Naszym rozpoznawczym znakiem ma być pokorna służba i miłość. Dzieło Ewangelizacji tylko wtedy będzie skuteczne, kiedy własną osobą nie będziemy innym zasłaniali Jezusa. Naszą rolą jest pozostać Jego posłańcem, zwiastunem Dobrej Nowiny.
Jak często myślę o tym, że Jezus ofiarowuje mi swoją przyjaźń?
Z treści dzisiejszej Ewangelii płynie zatem nauka, że każdy kto chce należeć do Jezusa powinien najpierw słuchać Go, podążać za Nim, by wreszcie umiłować Go i dzielić z Nim życie.
Czy zawsze pamiętam o tym, jak bardzo potrzebuję tego cudownego Pokarmu? Czy zdaję sobie sprawę, że to dzięki niemu mogę trwać w Jezusie Chrystusie i mieć życie wieczne?