Teraz, po kilkuletnim wzrastaniu uczniów w cieplarnianych warunkach miłości, Jezus „sadzi” ich jak rośliny do gruntu. Wielu z nich będzie wrażliwych na czynniki zewnętrzne, wielu połamie wiatr, wielu innych uschnie.
Jest ich coraz więcej. Mogliby mieć „spokój”, lecz oni wybrali „pokój”, o jakim mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii. To do nich kieruje On pocieszające słowa wsparcia: „…miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat”.
Ktoś, kto przyjął Chrystusa do swojego życia, kto mu ofiarował swoje „tak”, nie pragnie zatrzymać Go tylko dla siebie, lecz chce podzielić się Jego miłością z innymi.
Jezus obiecuje, że choć smutek zawsze będzie obecny w życiu człowieka, to ostatecznie tym, co nadaje temu życiu sens są miłość i nadzieja. Ich Dawcą jest Bóg.
Może czasami tak właśnie trzeba? Może gdyby nasze oczy nie wylały łez, nasze usta nie potrafiłyby się uśmiechać?
Jezus nie objawił nam całej Prawdy od razu. Część zostawił Duchowi Świętemu.
Czasem aby zyskać jeden dar, trzeba na chwilę utracić drugi. Dlatego Jezus mówi, o tym, że Jego odejście jest pożyteczne.
Jezus odchodząc do Ojca obiecuje uczniom Ducha Świętego Pocieszyciela. W języku greckim określany jest On słowem „Parakletos” co etymologicznie oznacza „wezwany obok”.
Pomyśl tylko: miłość, która nigdy się nie skończy, miłość, która już zawsze będzie dla nas źródłem radości. Aż chce się żyć! Wiecznie!
Tak jak latorośl nie może istnieć bez winnego krzewu, tak my nie będziemy żyć bez Chrystusa.