Moją szczególną uwagę w dzisiejszej Ewangelii zwraca jedno słowo: „Jesteście”. Nie „byliście” albo „będziecie”. „Jesteście”. Dla mnie oznacza to jedno – kochać należy tu i teraz.
Trochę smutna ta dzisiejsza Ewangelia. Znowu nienawiść, znowu intryga, znowu śmierć. Jan Chrzciciel ginie przez czyjś kaprys. Ale jest nadzieja, bo ta historia ma także swoją jasną stronę.
O Jezusowych radach z dzisiejszej Ewangelii powinniśmy pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy szukamy wymówek dla swojej opieszałości... Mam „sandały”, mam „laskę”… czegóż więcej potrzeba?
Nic nie boli bardziej niż odrzucenie ze strony kogoś, kto jest mi bardzo bliski. Wówczas znakiem zapytania zostaje opatrzone wszystko, co najbardziej cenne i drogie.
Przez moment udaje jej się tylko uchwycić skrawka Jego sukni, ale wierzy, że to wystarczy… Wystarczyło.
Dzisiaj Ewangelia kolejny raz przypomina, że Jezus jest Panem. Jest Panem pełnym mocy i potęgi, a Jego słowu posłuszne są nawet demony.
Jakże doskonałym prorokiem okazał się Symeon. Jego proroctwo dotyczące Jezusa wypełnia się w każdym pokoleniu.
Nie wolno się zniechęcać. Trzeba siać. Tylko ziarno wrzucone w glebę ma szansę wzrosnąć.
O kimś, kto budzi zainteresowanie, o kimś popularnym, o kimś z kim związane jest jakieś zamieszanie mówi się często, że „jest na świeczniku”. Zamieszanie może być jednak albo dobre albo złe. Słowo Boże ma na myśli to dobre.
Bardziej niż do gładkiej skóry ludzie tęsknią do swoich marzeń i do ideałów, które gdzieś po drodze pozwolili zagłuszyć wybujałym cierniom.