Panie, pozwól mi otworzyć serce i wierzyć.
Ciarki przechodzą mi po plecach, gdy czytam to Chrystusowe „biada”. Tak wiele cudów dokonało się i wciąż dokonuje się w moim życiu, na moich oczach. Zadaję sobie więc dziś pytanie: czy dostatecznie głęboko i całym sercem nawróciłem się do Pana? Odpowiadam z drżeniem: biada nie tylko „tamtym”. Mnie też.
Dzisiejsza Ewangelia jest o tym, że Boga muszę zawsze postawić na pierwszym miejscu. Zawsze, ilekroć będę musiała dokonać wyboru.
Skuteczność Bożego Słowa zależy w pewnej mierze od gleby ludzkiego serca.
Kiedyś samej sobie zadałam pytanie, z czego potrafiłabym zrezygnować, co poświęcić dla Chrystusa? Nie napiszę, jakiej udzieliłam na nie odpowiedzi – zbyt się wstydzę.
Każdy z nas jest powołany przez Chrystusa do rzeczy wielkich.
„Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. Czy moja wiara jest na tyle silna, że w chwili próby mam prawo oczekiwać od Jezusa takich właśnie słów?
Skoro Jezus jest panem młodym, to my, ludzie wierzący w Niego, możemy się czuć Jego oblubienicą. Radosną, szczęśliwą oblubienicą.
Jezus pokazuje nam dzisiaj, że ma moc zwyciężania zła. Musimy Mu tylko na to pozwolić.
„Bo” i „ale”. Dwa krótkie słowa, które mogą sprawić, że zamiast Chrystusa, postanawiamy zatrzymać nasze małe, kruche szczęście, które tak naprawdę szczęściem wcale nie jest.