Na uwagę zasługuje fakt, że Jezus ulitował się nad matką umarłego syna, nad wdową. Można powiedzieć, że w tym przypadku cud wskrzeszenia jest darem nie tyle dla umarłego, ale dla samotnej matki: to ku niej kieruje się cała miłość Jezusa.
Nie znam przecież czyjegoś serca, ale chętnie osądzam i oceniam. Nie znam przecież okoliczności, czyichś doświadczeń i zranień, ale z ochotą potępiam. To błędne koło oskarżeń i pretensji przerywa dziś Jezus.
Jezus podkreśla, że istnieją dwie drogi – droga życia i droga śmierci. Nie ma trzeciej, neutralnej opcji. Kto nie kroczy w stronę życia, idzie w stronę śmierci; kto nie podąża za światłem, żyje w mroku.
Na terrorystów mówili: „bracia z gór”, na wojsko: „bracia z dolin”. Wszyscy byli dla nich braćmi i siostrami. Za wszystkich oddali życie. Jak Jezus.
Ze społecznego i kulturowego punktu widzenia byli to bardzo różni ludzie. Byli przedstawicielami różnych zawodów, mieli odmienne temperamenty, inne oczekiwania. Łączyło ich to, że wybrał ich Jezus.
Kto chciałby iść za Jezusem bez wysiłku, bez wymagań, bez cierpienia – będzie tylko przeszkadzał. Jezus nie jest Mesjaszem „z lukru”, który ma cieszyć oko i zaspokajać potrzeby. On jest Cierpiącym Sługą Jahwe, Synem Bożym posłusznym Ojcu.
Herod kazał pochwycić go i związanego trzymał w więzieniu ponieważ Herodiada znienawidziła go za to, że jasno i po imieniu nazwał jej grzech. Można więc śmiało powiedzieć, że Jan umarł za prawdę.
Bóg, kiedy daje – daje obficie. Daje rozrzutnie, daje hojnie, daje w nadmiarze. Taka właśnie jest miłość. Nie oblicza, nie kalkuluje, nie odmierza. Po prostu się udziela.
Wyznanie Piotra pod Cezareą Filipową z dzisiejszej Ewangelii ma szczególne znaczenie ze względu na okoliczności czasu i miejsca, w których się dokonało. Piotr składa bowiem wyznanie wiary w imieniu swoim i apostołów, przebywając na terytorium pogańskim.
Stać się jak dziecko znaczy wiedzieć, że jest się prawdziwie kochanym przez Boga i nie starać się być mądrym po swojemu. To „wiedzieć, że się jeszcze niczego nie wie”.