Z upływem lat przybliża się pokusa zgorzknienia, bezsilność, bezradność, choć różne osoby różnie sobie z tym radzą. Wtedy najłatwiej o pytanie, które zadali Apostołowie: „Co mi przyszło z tego ze podążałam za Zbawicielem?”.
Przekazując znak pokoju – podanie ręki lub skłon głowy – pragnę zarówno dać, jak i otrzymać pokój od Boga.
Córka, pani Anna, modli się do św. Stanisława o łaskę zbawienia dla taty. Pochodzą z tych samych stron, co święty biskup.
Może lepiej byłoby nie umrzeć, a być uzdrowionym. Może lepiej byłoby nie robić zbiegowiska, które tylko rozsierdziło Żydów. Może lepiej byłoby gdyby Jezus nie zwlekał z przybyciem. Łazarz jednak doświadcza śmierci i samotności, dopiero potem dowodów przyjaźni i łez Jezusa.
Pragnę być uczniem Jezusa, i słuchać Jego pouczeń. Mieć dobrą wolę i dać się poprowadzić Słowu Bożemu.
Możemy stawać się zwiastunami łaski dla innych, bo potem przychodzi ON, który jest wybawicielem, lekarzem i żniwiarzem.
W dzisiejszych czasach z wielką mocą winniśmy modlić się o nowe powołania kapłańskie.
Zastanawiam się, jakie pytania zadaję Bogu?
„Kochany mój – powiedziałam – przebaczam ci wszystko i przytulam do serca. Płakaliśmy obydwoje; kamień młyński spadł mi z serca. Przyjechał na tydzień i teraz wiem, co oznacza pojednanie”.
Niektórzy słuchacze Jezusa obserwują Go, patrzą na niespotykane cuda, a po każdym kolejnym domagają się czegoś dodatkowego; bardziej spektakularnego, mocniejszego. W ich sercach jest niedowierzanie, bunt, ukrywanie prawdziwych uczuć, agresja wobec Jezusa. Zastanawiam się czy kolejny cud cokolwiek zmieniłby w ich życiu?