Można spojrzeć na osiem błogosławieństw jak na kodeks niebotycznych, nieosiągalnych wymagań. Kontemplować ich pełnię w życiu naszego Zbawiciela. Można też spojrzeć tak, jak Jezus patrzy na moje serce i serca ludzkie, widząc w nich te poszczególne dary i ucieszyć się wzrastającym w nas Królestwem Bożym.
Dzisiaj myślę o tych, którzy nie chcą należeć do Niego, odchodzą poranieni przez życiowe wydarzenia lub przez własną głupotę lub pogubili się w zawierusze dziejów. Dobry Pasterz pragnie jednej owczarni, pragnie wszystkich pociągnąć ku sobie.
„Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech udadzą się do Galilei, tam Mnie zobaczą”.
Trzeba mi podnieść wzrok poza własne podwórko i dostrzec ludzi tak innych ode mnie, ukochanych i wybranych przez Boga i – co ważne – ucieszyć się nimi.
Znaki mają to do siebie, że potrzebują wiary. Bez niej wszystko jakoś można wytłumaczyć, podważyć, zakwestionować.
W historii zbawienia jest cel i są Boże obietnice. Bóg też określa czas ich wypełnienia.
Chciałabym, aby moja modlitwa była dialogowaniem z Bogiem, ale ufnym i otwartym. Pragnę w tym czasie oczekiwania na Boże Narodzenie słuchać Słowa, by docierało do mnie kim On jest.
On słyszy moje prośby zanim zostaną wypowiedziane. Czy zawsze wołam? Czy wierzę w odpowiedzi?
To przed nim, Serce przy sercu, stanął Jezus, ulitował się i dotknął swoim uzdrowieniem. To właśnie ten sługa spotkał Boga w swoim życiu dzięki posłudze innych. A posługujący spotkali Boga dzięki temu, który chorował.
Piotr na polecenie Mistrza wyławia rybę z pieniążkiem w pyszczku. Stater ma pokryć ludzkie zobowiązanie, jakim jest podatek. Tym samym Jezus uiszcza zapłatę za siebie i Piotra. Odczytuję to tak, że Bóg bierze na swoje ramiona wszystkie moje ciężary: duchowe i ziemskie.