Dostrzegam w tym owo niewidoczne Królestwo Boże, miłość, która dotyka różnych ludzi w różnych miejscach, pomijając oceny, nasze ludzkie kwalifikacje i uprzedzenia.
Co jest nie tak z moją wiarą? Dlaczego po tylu latach wierności Chrystusowi nie potrafię nawet dać świadectwa własnej rodzinie?
Biblia mówi bardzo wyraźnie, że Jezus jest zwycięzcą, a walka miedzy dobrem a złem zakończy się tryumfem dobra.
Młodość dostarcza sił do walki z grzechem, pobudza do działania, pomaga podnieść się kolejny raz, przebaczyć. Inaczej jest w starości; brakuje sił, łatwo machnąć ręką i zgorzknienie staje się główną pokusą, bo przecież już wiem... Trochę jak w rozważaniach Koheleta o tym, że wszystko już było.
Ja to wszystko wiem, tylko, czy tryska ze mnie nowe życie? Czy moje serce przepełnia prawdziwa miłość płynąca z tego nowego życia?
Jeżeli płyniemy nurtem Jego myśli, wpływamy do szerszej rzeki dziejów Jego ludu i wtedy oglądamy Jego dzieła. Jednocześnie historia zbawienia biegnie przez życie różnych ludzi, w różnych miejscach i w różnym czasie.
Tylko Jezus potrafi poprzez uzdrowienie duchowe czy fizyczne otworzyć serce człowieka na miłość.
Dziękuję Boga za wszystkich księży, zakonników, kapelanów szpitalnych, którzy kiedyś porzucili wszystko i jak Apostołowie zaraz poszli za Panem.
Jezus uzdrawia, wypędza złe duchy, nieustannie okazuje miłość, serdeczność i litość – w dobrym tego słowa znaczeniu – swojemu ludowi, tak jak zapowiadali prorocy, a od przywódców tego ludu słyszy zgryźliwe pytanie: „Jakim prawem to czynisz?”.
Czasami jestem bogobojna, poważna i skupiona, a czasami wnętrze mojego serca jest pełne śmieci.