Jak jest ta moja wiara? Jakie jej towarzyszą znaki?
Jezus daje każdemu szansę spotkania ze Sobą i przyjęcia Jego miłości. Mnie też „upatrzył sobie w sercu”.
Kiedy coś nam dolega, idziemy do lekarza. Lekarz bada, stawia diagnozę, przepisuje leki i każe przyjść na wizytę kontrolną. Chce wiedzieć, czy zaproponowane przez niego leczenie, przynosi pożądany efekt. Tyle, jeśli chodzi o ciało. Dzisiejsza Ewangelia mówi jednak o Lekarzu, który ma moc uleczyć nie tylko ciało.
Mówi się, że milczenie jest złotem. Ono pozwala zatrzymać się i dokonać refleksji. Ale milczenie może też być efektem zakłopotania i bezradności.
Przypominam sobie wszystkie moje wypowiedziane i nieujawnione pytania rozpoczynające się od „dlaczego on, ona, oni robią to, czy tamto?” – żeby osądzić, oburzyć się, poczuć się lepszym.
Takich pytanio-oskarżeń „dlaczego?” pada dzisiaj pod adresem wspólnoty uczniów Chrystusa tysiące.
Jan Chrzciciel, przygotowany duchowością pustyni, rozpoznaje w Jezusie oczekiwanego Mesjasza i daje świadectwo, że Chrystus jest Synem Bożym, na którym spoczął Duch Święty.
I ja potrzebuję lekarza i miłosierdzia, jakie Jezus okazuje grzesznikom. I ja pragnę być powołana do pójścia za Nim, do nawrócenia, do zajęcia obok Niego miejsca przy stole.
Jezus widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Dziecko, odpuszczone są twoje grzechy”.
Nie można tak po prostu poznać Boga. Trzeba Go ciągle na nowo poznawać i odkrywać codziennie Jego obecność, dlatego, że prawdziwa miłość nie daje o sobie zapomnieć.