Dzisiejsza Ewangelia uczy nas, że wytrwałość w modlitwie nie jest sposobem na przekonanie Boga do naszych planów, ale jest drogą do odkrywania tego, co rzeczywiście jest dla nas dobrem najważniejszym.
Jezus mówi dzisiaj do nas, że przekazał nam wszystko od Ojca. Bóg bowiem chce obdarzyć człowieka pełnią łaski, nie jakąś jej częścią.
Tak naprawdę wchodzę na drogę przebaczenia nie dla kogoś, ale dla siebie. Najlepiej, jak robię to jak najszybciej i jak najczęściej.
W Jezusowym rozumieniu ta miłość nie jest jakąś abstrakcyjną postawą wobec świata, ale ma bardzo konkretny wymiar i sprowadza się do konkretnych uczynków.
Tylko mocne zakotwiczenie w Jezusie, w Słowie Bożym; nie wchodzenie z diabłem w dialog; pozwoli mi wytrwać w dobrym i wzrastać w Bogu.
Lewi i jego goście zrozumieli, kto jest jedyną ich nadzieją. Może i my rozpoznamy naszego Miłosiernego Zbawiciela w twarzy kapłana po drugiej stronie kratek konfesjonału?
Post wyraża umartwienie, smutek z powodu grzechów i słabości, pokutę. Głód i ograniczenia ciała pozwalają nam odczuć inny głód, głód miłości do Boga.
Wiem, że pocałowanie tego, co najbardziej boli w życiu, może się wydawać głupotą, ale dzisiejsza Ewangelia mówi właśnie o tym.
Walczymy o wolność na różnych frontach. Czy jednak ta wolność jest w nas? Jednym z jej wyznaczników jest zdolność do podejmowania postu.
„Oni jednak nie rozumieli… a bali się Go pytać”.