Łatwo było trwać przy Nim, gdy tłum wiwatował, chciał obwołać go królem, czy ścielił Mu pod nogi palmowy kobierzec. Dużo trudniej usłyszeć, że „Syn Człowieczy będzie wydany...”. Jeszcze trudniej zrozumieć. Nie rozumieli, nie pojmowali, bali się zapytać...
Kiedy Jezus pyta się nas, za kogo Go uważamy, pyta po prostu o nasz stosunek do Niego. Wiele w naszym życiu zależy od tego, jaki jest nasz stosunek do Jezusa, bo tylko On może nas zbawić.
Dobro zwykle niepokoi. Ten niepokój może mieć jednak różne źródło.
O wiele łatwiej dostrzec Boga, kiedy wszystko nam się układa i bez wątpliwości możemy powiedzieć, że On troszczy się o nas. Chrystus swoim nauczaniem przysposabiał uczniów, by ufali zawsze, w każdej sytuacji, także tej trudnej.
W Ewangeliach są fragmenty trudne do pojęcia, a nawet budzące sprzeciw, tak jak Ewangelia z ostatniej niedzieli o nieuczciwym rządcy albo ta dzisiejsza. Wierzę, że Słowo Boże jest prawdą, więc czytam, słucham, rozważam Je z nadzieją, że kiedyś zrozumiem…
Jeden z moich pracodawców mawiał, że najtrudniejsza w roli każdego przełożonego jest konieczność ciągłego „świecenia przykładem”. A ja sobie myślę, że to nie tylko trudne zadanie dla przełożonych, ale dla każdego chrześcijanina.
Bądźmy miłosierni, skreślajmy sobie wzajemnie zapis dłużny
Jaki jestem? Czy Pan Jezus mnie zobaczy? Obym nie był bezbarwnym tłem dla tłumu!
Osobista relacja z Jezusem zmienia tych, którzy Go spotykają.
Jezus nie wstydzi się mojego towarzystwa i nie martwi się, co powiedzą ludzie. Nie jest Bogiem dla wybranych, równo przystrzyżonych i świetnie przygotowanych. Jego łaska przychodzi znienacka i nie ma względu na osoby.