Cały czas uważam, że choć może wiernych jest w naszych kościołach faktycznie coraz mniej, to jeszcze długo nikt nie pozwoli na to, żeby świątynia stała się targiem.
Wiele cech odróżnia nas od innych stworzeń, które żyją na świecie. Jedną z ich jest konieczność ciągłego rozwijania się.
Obym potrafiła z tłumu „porządnych ludzi” wyłuskać nielubianego i pogardzanego Zacheusza i okazać mu szacunek oraz zaufanie.
A co jest moją ślepotą i bezradnością? Jezus przechodzi obok mnie, w codzienności mojego życia, gotowy uzdrowić każdą moją chorobę, lecz czy ja potrafię tak mocno i wytrwale wołać do Boga o pomoc, jak ten niewidomy z dzisiejszej Ewangelii?
„Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”.
Czy dniem i nocą wołam do Niego?
Trwając w wierze, powinniśmy być przygotowani na wszystko, co się w naszym życiu wydarzy. Nie zaskoczy nas wtedy śmierć, która jest nieodzownym elementem naszego życia.
Jezus naucza dzisiaj, że Jego Królestwo nie będzie czekało z przyjściem, aż będę gotowy je przyjąć i do niego wejść. Jezus nie będzie zwlekał ze swoją miłością i ze swoimi wymaganiami. Jezus nie stworzy dla mnie sprzyjających warunków do bycia dobrym.
Niekiedy narzekamy na brak wdzięczności u ludzi za to co otrzymują. Wydaje nam się, że dawniej było lepiej, ale fragment Ewangelii rozważany dzisiaj zaprzecza takiemu twierdzeniu.
Jezus widzi żale i rozczarowania, kiedy nasze wysiłki są niedocenione. Przychodzi z pomocą, przedstawiając odmienny, paradoksalny sposób myślenia i działania.