„…Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają słowa Bożego i go przestrzegają”.
Pan Jezus nie wymaga od człowieka ślepej wiary, ale takiej wiary, która jest konsekwencją otwarcia na prawdę.
Tylko do kogoś bliskiego – do przyjaciela – mogę przyjść bez uprzedzenia, o każdej porze i w najbardziej nieodpowiednim momencie. Tylko przyjaciel otworzy wówczas drzwi i poświęci mi tyle czasu ile będę potrzebował.
Bardzo często można usłyszeć głosy, że modlitwa staje się nudna i powszednieje. Może dzieje się tak dlatego, że zakładamy iż umiemy się już modlić, a nauka tej czynności (właściwiej byłoby napisać doświadczenia) jest dla małych dzieci.
"...Moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu...".
Miłosierdzie to gotowość do pomocy każdego dnia, tym którzy jej najbardziej potrzebują.
To Boże natchnienia chronią mnie przed pokusami, przed złem; pozwalają kroczyć drogą ku zbawieniu.
Ile trzeba odwagi, aby zaufać Bogu niemal „w ciemno” i powiedzieć swoje „tak” wszystkiemu, co miało nastąpić później – radościom, smutkom i… cierpieniu.
Tyr i Sydon to symbole miejsc pogańskich. Tam pogaństwo kwitło. Jezus przywołując właśnie te miasta, jakby ostrzegał wszystkich, którzy „są bez zarzutu”, że miara Boska jest inna niż miara ludzka.
Jezus posyła do świata także chorych, a więc tych, którzy wydają się być zupełnie nieużyteczni i nieprzydatni. Jezus poleca im, by szli i byli Jego świadkami w ubóstwie środków i zewnętrznych możliwości. Zleca im odpowiedzialne zadanie wstawiania się za tymi, którzy działają ewangelizacyjnie, „na zewnątrz”. I nie są oni tylko jakimś dodatkiem do wspólnoty, ale jej podporą i racją bytu.