Samo mówienie o Bogu to za mało. Za słowami musi iść nasze życie.
Wszystkie nagrody, które otrzymujemy od Boga i człowieka tu na ziemi są tylko "mini-nagródkami".
«Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał»
Jezus zna swoją tożsamość, wie kto jest Jego Ojcem, a bycie Synem to podstawa Jego życia i Jego misji.
Do nieba nie chodzę, bo jest mi nie po drodze… To słowa jednej z popularnych w ostatnich latach piosenki. Patrząc z perspektywy chrześcijańskiej, nie są one do końca zgodne z tym, co Kościół naucza o wierze. Do nieba powołany jest każdy, kto przyjął chrzest, uzdolniony, by tam się znaleźć każdy kto przyjął bierzmowanie, a umocniony do zbawienia ten, kto łączy się z Jezusem w sakramencie Komunii Świętej. Każdy wierzący oczekuje wiecznej nagrody w niebie i pewnie od czasu do czasu zastanawia się jak tam będzie.
Czy ważniejsze dla mnie jest to, co myślą o mnie ludzie, czy to, co myśli o mnie Bóg?
W święto Matki Kościoła Maryi wpatrujemy się w Bogurodzicę stojącą pod krzyżem.
Potrzeba było odejścia Jezusa, aby Paraclet mógł zstąpić. Apostołowie przyjmując Ducha Świętego, przyjmują boską moc. Będzie ona im potrzebna do kontynuaowania misji Jezusa.
W sercu Boga jest miejsce i dla Piotra, i dla Jana, i dla każdego z nas, niezależnie od tego jak różnymi drogami do Niego pójdziemy, jak różne zadania dla nas przeznaczył.
Piotr, który miał przewodzić wspólnocie Kościoła, przerobił jedną z najtrudniejszych i zarazem najwspanialszych lekcji: poznał gorzki smak poważnego upadku; poznał też przesłodki smak Jezusowej miłości!