Zastanówmy się, co my sami robimy w sprawie budzenia powołań, pomagania młodym w odnalezieniu swojej drogi, wyborze powołania. Czy wspieramy ich chociaż naszą modlitwą? Czy modlimy się o powołania i za kapłanów, którzy służą Chrystusowi?
„A oto tu jest coś więcej niż Salomon, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz”.
„Bo wielu jest zaproszonych, a mało wybranych”.
Jezus jasno pokazuje, że błogosławieństwo jest konsekwencją życia Bogiem i że mogę je przekazać dalej.
Jezus wyrzuca złe duchy – wyrzuca to wszystko, co mamy nagromadzone w sobie, może od wielu lat ukrywamy gdzieś jakieś grzechy, zranienia? On chce to wszystko wyrzucić, oczyścić, odbudować to, co może zaczęło obracać się w ruinę.
Możemy skierować na Boga wewnętrzne napięcia związane z życiem, z relacjami, z chorobą. Niejako „pobyć” z trudnymi uczuciami przed Nim, nie tyle z pragnieniem, aby w pierwszej kolejności je zabrał, ale aby je Jemu powierzyć. Złożyć w Jego dłonie. Zaufać Mu.
Zawsze, jeśli tylko dasz siebie Bogu, swój czas, jeśli przyjmiesz Go, Jego słowo to zyskasz. Nie jest tu najistotniejszym obfitość stołu, atrakcje kulinarne czy biesiadne lecz obecność i gotowość słuchania.
Na dzień dzisiejszy pragnę okazać się bliźnim wobec tych, którzy tego potrzebują (niezależnie kim są) i zauważyć tych, którzy mnie okażą pomoc i miłosierdzie.
Ci, którzy szukają sposobów, aby wyeliminować Jezusa ze swojego życia przekonają się kiedyś, że ten Chrystus, którego odrzucili jest najważniejszą Osobą na całym świecie. On jest naszym fundamentem, Jego śmierć i zmartwychwstanie otworzyły nam bramy nieba.
Otwarcie się na działanie Ducha Świętego powoduje, że każdy wierzący może zwracać się do Boga w modlitwie pełnej dziecięcej ufności i nazywać Go Ojcem. Może się to dokonywać nawet w tak trudnych okolicznościach życia, jakimi są np. choroba, samotność, śmierć ukochanej osoby. Potrzebujemy jednak wówczas prostego serca, które uzna, że samo sobie nie wystarcza, ale potrzebuje Boga.