Przypowieść o dziesięciu pannach czekających na swojego oblubieńca jest jedną z czterech przypowieści według świętego Mateusza, mówiących o konieczności czuwania i stałej gotowości na przyjście Chrystusa.
Postawa Piotra z dzisiejszej ewangelicznej sceny uczy mnie, że mojego wyznania wiary domagają się zwłaszcza te chwile i sytuacje życia, w których chciałabym pozostać neutralna. Mojego odważnego wyznania wiary domagają się te sytuacje, w których „duch tego świata” zdaje się zyskiwać przewagę nad Królestwem Bożym.
Kobieta kananejska pokazuje nam dzisiaj ogromną moc wiary, ale również to, że potrzeba w niej wiele wytrwałości.
Krzyż i cierpienie to tylko etap, a celem jest Zmartwychwstanie i przebywanie przy Bogu, którego obecność pełna czystej Miłości sprawi, że jaśnieć będą nasze oblicza.
To jedno z niewielu wydarzeń, które opisują wszyscy czterej ewangeliści. Dlaczego było ono dla nich tak ważne?
Polała się krew męczennika za wiarę i prawdę, krew, która stała się zasiewem. Możemy dziś zadawać sobie pytanie: „czy było warto”?
Jezus przybywa do swoich – do tych, którzy „dobrze Go znają”. Dobrze wiedzą, czyim jest synem, po imieniu znają członków Jego rodziny. W Jego rodzinie brakuje jakieś wyjątkowości – ot, zwyczajni ludzie. Skąd więc ta inność u ich Syna?
Każdy, kto jest blisko Boga, pozostaje człowiekiem radosnym i wesołym. W gonitwie za codziennymi sprawami to właśnie Bóg jest szansą na odkrycie powodu do radości!
Nie musimy wszystkiego rozumieć, ale nie bójmy się pytać.