Za kilka dni skończy się Rok Wiary ogłoszony w Kościele przez papieża Benedykta XVI. Jego graficznym znakiem rozpoznawczym jest między innymi łódź. Czy udało mi się wraz ze ślepcem z dzisiejszej Ewangelii „wypłynąć na głębię”?
Bywają takie momenty, kiedy w moim sercu jednocześnie rodzą się dwa sprzeczne uczucia. Radość i smutek, nadzieja i lęk. Treść dzisiejszej Ewangelii również wywołuje we mnie dwie całkiem różne reakcje. Z jednej strony się cieszę, z drugiej – trochę martwię.
Wiem, dlaczego dzisiejsza Ewangelia brzmi jakoś znajomo. Ten sam fragment Łukaszowej Ewangelii słyszeliśmy w liturgii blisko miesiąc temu – 20 października. Czy to jakaś pomyłka? Nie, to nie pomyłka. To natarczywe wołanie Boga.
Nie raz zastanawialiśmy się co robić, aby pójść do nieba. Jezus podaje nam dzisiaj receptę – należy umieć pożegnać się ze swoim życiem.
W dzisiejszej Ewangelii widzimy dziesięciu trędowatych uzdrowionych przez Jezusa. Dlaczego tylko jeden powrócił, aby Mu podziękować?
Dzisiejsza Ewangelia uświadamia nam, że z Panem Bogiem nie jesteśmy w stanie „wyrównać rachunków”. Jeśli jednak będziemy mieli świadomość własnej „nieużyteczności”, otrzymamy stokroć więcej niż się spodziewamy.
Twierdziła, że jedyną przeszkodą na jej drodze do Boga jesteśmy… my. Uważała, że nie spotkała dotąd ani jednej wierzącej osoby, która dla Boga byłaby w stanie czegokolwiek się wyrzec. Obiecała powiedzieć nam, kiedy to się zmieni. Nie powiedziała…
Jezus pozbawia mnie złudzeń. Kiedy czytam Ewangelię dzisiejszej niedzieli, zaczynam rozumieć, że nic już nie będzie takie samo. Że nie będzie jak dawniej.
W dzisiejszej Ewangelii widzimy gniew Jezusa. Nie można bowiem bezkarnie nadszarpywać świętości.
Jezus oczekuje od swoich uczniów, że w dziele rozszerzania Królestwa Bożego będą mieli podobnie silną motywacją, jaką ludzie zwykle wykazują się w swoich staraniach o dobra doczesne, czy doraźne korzyści.