Być może i my sami doświadczamy jakiejś formy prześladowania, gdy świadczymy o Jezusie w swoim domu, miejscu pracy, wśród przyjaciół lub sąsiadów, albo leżąc na szpitalnym łóżku i mając obok siebie osoby wrogo nastawione do Boga i Kościoła.
Przyzwyczajonym do wygód i dobrodziejstw tego świata, nawet do głowy nam nie przychodzi, że Pan Bóg może zesłać na nas karę.
Chrystus przestrzega nas dzisiaj przed fałszywymi prorokami, którzy łatwo mogą nas zwodzić pod pretekstem dobra. Spełnienie tego proroctwa dzieje się na naszych oczach.
Kiedy to wszystko dzieje się na moich oczach, czuję się jak uboga wdowa, która została pozbawiona wszystkiego, co dawało jej pewność i bezpieczeństwo.
Stajemy przed dylematem wyboru, komu chcemy uwierzyć. Od samych głoszonych słów ważniejsza jest wiarygodność tego, kto je głosi. Dla nas chrześcijan autorytet prawdomównego Boga jest niepodważalny, bo On nigdy nas nie okłamał.
Wszystko, co uczyniliśmy i czego nie uczyniliśmy tu i teraz, w Dniu Ostatecznym przemówi za nami lub przeciwko nam.
On prosi o więcej, chce widzieć! W jakimś sensie już ma dobry „wzrok serca”, bo rozpoznał w Jezusie Wybawiciela.
Jezus tak dużo mówi o królestwie. A jaka jest moja odpowiedź na te Jego słowa?
Czytając słowa dzisiejszej Ewangelii, narzuca mi się pytanie, czy Pan Bóg również działa wedle zasady: dam ci człowieku, czego ci potrzeba, bylebyś tylko się odczepił?
Ci, którzy trwają przy Bogu bez względu na okoliczności, nie muszą się niczego obawiać. Przyjaźń z Jezusem jest gwarancją bezpieczeństwa na chwile zagrożenia i niebezpieczeństw.