„Błogosławieni…”. Greckie „makarioi” znaczy dosłownie „szczęśliwi”. Połączenie tych dwóch słów – „błogosławieni” i „szczęśliwi” – wiele mówi. Bóg, proponując nam świętość, jako podstawowe powołanie, obiecuje nam szczęście. Już tutaj, na ziemi. A później, także i w wieczności.
Święci żyli niebem, które nieśli przez cały brud świata i strzegli go w sobie wśród cierpień, upokorzeń, złudnych prowokacji.
Podczas gdy wiele osób składa swe ofiary na pokaz, aby podkreślając własną hojność budować swój wizerunek i prestiż, Jezus całą swoją uwagę skupia na „najmniejszej” z ofiar; na darze ubogiej wdowy.
Mogę jak uczeni w Piśmie znać słowa, cytować je z pamięci i wciąż SŁOWU nie uwierzyć, bo potrzebna nam moc Ducha Świętego.
Kiedy więc przychodzi jakiekolwiek cierpienie – warto pamiętać że jeżeli tylko chcemy, to nie jesteśmy w nim sami, że Jezus doskonale nas rozumie, bo przeżył to, co my przeżywamy, tylko że Jego doświadczenie było znacznie trudniejsze.
Kościół przewidział na dzisiejszy dzień jeden z najpiękniejszych fragmentów Ewangelii, który mówi o życiu i zapewnia, że Bóg pragnie życia dla każdego, kto uwierzy.
Jezus wymknął się z pułapki bez obrażania kogokolwiek, nas też potrafi przekonać w nowy, nieprzewidziany przez nas sposób.
Jan Ewangelista nie używa określenia „Maryja”, ale właśnie „Matka Jezusa” albo „Niewiasta”. Można zauważyć tutaj podobieństwo do nazewnictwa z opisu w Księdze Rodzaju, gdy niewiasta – Ewa sprzeciwia się Bogu. Maryja jest „Nową Ewą” i „nową matką żyjących”.
„Kiedy odbierasz im oddech, marnieją i w proch się obracają. Stwarzasz je, napełniając swym Duchem i odnawiasz oblicze ziemi”.
Czy idę za Jezusem, czy raczej ciągle spoglądam na innych?