Jeśli na faryzeuszy spadła kara za krew wszystkich proroków, „przelaną od stworzenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza” – jakie nas musiałyby dotknąć konsekwencje złych uczynków? Pomyślmy o naszych zdradach, dwuznaczności, złych słowach, które ranią bliźnich, Kościół.
Zastanówmy się, co my sami robimy w sprawie budzenia powołań, pomagania młodym w odnalezieniu swojej drogi, wyborze powołania. Czy wspieramy ich chociaż naszą modlitwą? Czy modlimy się o powołania i za kapłanów, którzy służą Chrystusowi?
Łatwo religijność pomylić z wiarą, bo nie wymaga ona konkretnych decyzji. Wiara wymaga konkretu. Konkretu mówienia, myślenia i czynienia w zgodności z wiarą.
„A oto tu jest coś więcej niż Salomon, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz”.
„Bo wielu jest zaproszonych, a mało wybranych”.
Jezus jasno pokazuje, że błogosławieństwo jest konsekwencją życia Bogiem i że mogę je przekazać dalej.
Jezus wyrzuca złe duchy – wyrzuca to wszystko, co mamy nagromadzone w sobie, może od wielu lat ukrywamy gdzieś jakieś grzechy, zranienia? On chce to wszystko wyrzucić, oczyścić, odbudować to, co może zaczęło obracać się w ruinę.
Słowa dzisiejszej Ewangelii rodzą w moim sercu spokój. Rodzą także pewność, że Bóg jest przyjacielem niezawodnym. Będę więc prosić, nachodzić i kołatać do skutku. Wiem, że On otworzy drzwi…
Możemy skierować na Boga wewnętrzne napięcia związane z życiem, z relacjami, z chorobą. Niejako „pobyć” z trudnymi uczuciami przed Nim, nie tyle z pragnieniem, aby w pierwszej kolejności je zabrał, ale aby je Jemu powierzyć. Złożyć w Jego dłonie. Zaufać Mu.
Zawsze, jeśli tylko dasz siebie Bogu, swój czas, jeśli przyjmiesz Go, Jego słowo to zyskasz. Nie jest tu najistotniejszym obfitość stołu, atrakcje kulinarne czy biesiadne lecz obecność i gotowość słuchania.