Jezus pokazuje nam dzisiaj jak bardzo można odejść od żywego Boga na rzecz samych, utrwalonych tradycją przepisów i zasad. Takie przejście jednak nie daje życia.
Panie Młody, niezniszczalny symbolu młodości, Ty wiesz, skąd wypływa to znudzenie. Wzrusz się mym losem i przywróć mi smak rzeczy. Rozbudź pragnienie smaku Twojego nowego wina.
Wezwanie „nie bój się” często występuje w Piśmie Świętym. Zawsze, gdy Bóg podnosi człowieka na duchu w obliczu niebezpieczeństwa lub trudności, które zniechęcają, czy wręcz paraliżują go. Również gdy powołuje człowieka do zadań, które subiektywnie wydają się powołanemu, że przekraczają jego możliwości, mówi mu, by się nie lękał.
Zapytajmy dziś siebie, z jakiego powodu chcemy trwać przy Jezusie? Czy ze względu na same cuda i znaki, jakie czyni, czy ze względu na to, jaki On jest, na Jego Słowo, które ma moc przemienić nasze serca i całe życie?
Ile razy wypowiadamy bezmyślnie słowa nie zastanawiając się nad ich konsekwencjami? Ile razy swoimi słowami ranimy a nawet zabijamy?
Warto stanąć twardo nogami pokory na mocnym gruncie prawdy. Jezus jest świętym i doskonałym „modelem”, do którego mamy dążyć i życzliwie wspierać tych, którzy idą tą samą drogą do nieba.
Jezus chce nas ubogacać pod każdym względem. Czy pozwalam Mu na to?
Czego mi brakuje w życiu? Nie o wino przecież chodzi. A moje stągwie-dzbany życia czym wypełniam? Jaka jest moja codzienność, co wlewam do środka? Moją chorobę, ból, cierpienie, niepełnosprawność, moją służbę i pracę, moją rodzinę, a może moje słabości, mój grzech grzech.
Czy podobnie jak do Natanaela Jezus mógłby o mnie powiedzieć „To prawdziwy [chrześcijanin], w którym nie ma podstępu?”.
Pokazujemy nie raz coś, co zupełnie nie zgadza się z tym, co myślimy i czujemy, splątani pozorami, przybieramy jakieś pozy, chcemy naprawić innych i świat wokół nas, a sami jesteśmy uwikłani w ciemne sprawy.