Te nasze świąteczne wizyty na cmentarzu są takimi procesjami rezurekcyjnymi – odwiedzamy groby naszych bliskich zmarłych, bo wierzymy, że te groby też kiedyś będą puste!
Jezu, Ty chcesz, abyśmy i my zmartwychwstali, bo nas kochasz i pragniesz dla nas wieczności.
Zatem nie lękajmy się! Zastąpmy smutek nadzieją i pewnością, że On jest z nami w każdych okolicznościach naszego życia.
Czy człowiek współczesny zmienił się i jest lepszy? Informacje, które dochodzą do nas z miejsca wojny o zachowaniu się żołnierzy agresora pokazują, że jesteśmy zdolni do takich samych okrucieństw, a może jeszcze straszniejszych niż dwadzieścia wieków temu.
Tak często doświadczam Jego godziny. To On pozwala mi znaleźć się tam, gdzie akurat chory mnie potrzebuje.
Pytajmy ze smutkiem jak uczniowie: „Chyba nie ja, Panie?”. Niech to pytanie pomoże nam przyjrzeć się sobie i tym sytuacjom, w których zdradzamy Jezusa.
Fragment Ewangelii rozważany dzisiaj kończy się obietnicą Piotra, której nie dotrzymał. To uczy nas szanować słowa, które wypowiadamy.
Może lepiej byłoby nie umrzeć, a być uzdrowionym. Może lepiej byłoby nie robić zbiegowiska, które tylko rozsierdziło Żydów. Może lepiej byłoby gdyby Jezus nie zwlekał z przybyciem. Łazarz jednak doświadcza śmierci i samotności, dopiero potem dowodów przyjaźni i łez Jezusa.
I my pójdziemy przywitać Jezusa z gałązkami palmowymi i będziemy wołać: „ Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie, Hosanna na wysokości!”, mając w pamięci wszystkie cuda i znaki jakich dokonał w naszym życiu Bóg, oby tylko nasze „Hosanna!” nigdy nie zmieniło się w „Ukrzyżuj!”.
U progu Wielkiego Tygodnia widzimy zalęknionych faryzeuszy i arcykapłanów oraz decyzje podjęte w tych emocjach.