Wszystko w naszym życiu winno zmierzać ku zmartwychwstaniu. Najpierw duchowemu – nawróceniu od grzechu, później zmartwychwstaniu, które dokona się na końcu czasów.
Czy to Ojca naszego w niebie nie boli, że tu na ziemi Jego dzieci się zabijają?
Takie szlachetne odruchy zwykle nie pojawiają się znikąd, są „przygotowywane” przez przykład rodziców, wychowanie, katechezę, czytanie i słuchanie Słowa Bożego, praktykowanie postu, drobnych nawet wyrzeczeń, jałmużny.
Czy jestem gotowy, aby prowadził mnie Duch Święty?
Nie bój się, że nie jesteś wystarczająco dobry dla Chrystusa. On po to się narodził, aby Cię wybawić!
Zawezwałeś nas słowem umiłowania i przeznaczyłeś do jedności z Sobą – nierozerwalnej przyjaźni. Choć wiedziałeś, że nie dorównamy Ci kroku, że przy „ogniu” po trzykroć się zaprzemy, że na górze zdezerterujemy.
W niesieniu krzyża „co dnia” zawiera się umieranie dla własnych pragnień.
Wszystko, co robimy: zarówno nasza modlitwa, post, podejmowane wyrzeczenia, jak i jałmużna oraz to, co czynimy dla naszych bliźnich – ma zbliżać nas do Niego.
Chrystus obiecał, że ci, którzy pozostawią wszystko i pójdą za nim otrzymają o wiele więcej niż to co pozostawili. Co ciekawe Chrystus mówi także o darach doczesnych.
Może nie chodzi tu tylko o pozbycie się bogactwa, ale o przeniesienie zaufania z siebie na Boga.