Świat nie lubi patrzeć na słabość, bezradność i ból. Chętniej za to interesuje się różnej maści superbohaterami. Tymczasem to miłość wobec najsłabszych jest prawdziwą miarą siły tego świata. To w niej drzemie wielkość człowieczeństwa.
Chcąc dowiedzieć się o mądrości i drodze do Boga, szukamy skomplikowanych środków i sposobów. Ta droga jednak biegnie bliżej niż nam się wydaje.
Rodzi się pytanie, czy dopiero pandemia koronawirusa spowodowała, że zaczęliśmy odczuwać samotność, czy może już wcześniej żyliśmy razem, a jednak osobno? Odpowiedzi każdy musi poszukać we własnym sercu. Bo tak, właśnie ono – serce – jest kluczem do całego czasu pandemii.
Proszę Cię, Boże, abym za wczasu zmalała, zmiękła i stała się uległa obumieraniu. Skoro tak pouczasz swoich uczniów to wiem, że niczego nie stracę.
Wielu rzeczy z codziennego życia nie rozumiemy, ale w Nim to wszystko ma sens!
Wiara jest najważniejsza. Wszystko inne jest na dalszych miejscach.
Jak ciężko zrozumieć tę miłość! Dlaczego krzyż? Czy po to ból codziennych upadków, byś Ty mnie w niemocy podnosił?
Duchowe życie człowieka rozciąga się między doświadczeniem Taboru a doświadczeniem Golgoty. Bo życie to nie tylko czas radosny i przyjemny. Pojawiają się w nim także chwile pełne bólu i cierpienia.
Czy Jezus chciał upokorzyć ową kobietę, ignorując jej prośbę, a później odpowiadając niegrzecznie? Czy Boga trzeba prosić o to, czego jako ludzie, Jego dzieci, potrzebujemy?
Na czas pandemii zamienił franciszkański habit na lekarski fartuch i wrócił do szpitala, by wesprzeć kolegów walczących na pierwszej linii z koronawirusem.