Gdybyś wierzyła, że JESTEM! Ja i Ojciec – jedno! Gdybyś przestała się bać, podążałabyś ze Mną do Jerozolimy.
Uwierzyłem Bogu, że jest najbardziej obecny i żywy właśnie w Eucharystii, a skoro ja chcę Go mieć w sobie, żeby mieć żywą wiarę, zacząłem codziennie chodzić na Mszę świętą.
Po tygodniu zobaczył czystą wodę z rozpuszczającym się komunikantem, na środku którego widniała plamka wielkości dwugroszówki, o intensywnej czerwonej barwie.
Możemy dostrzegać w doświadczeniu epidemii jedynie trudności, ograniczenia i cierpienie, ale możemy także spojrzeć na ten czas jako na czas działania łaski Bożej i rozprzestrzeniania się dobra.
O początkach drugiego miesiąca wojny na Ukrainie, naznaczonych przechodzeniem od romantyzmu pierwszych dni wojny do pragmatyzmu dnia codziennego pisze w kolejnym liście z Kijowa przełożony dominikanów na Ukrainie, o. Jarosław Krawiec OP.
Chrystus czeka. On jest. On cię pragnie. Chce przebywać z tobą nieustannie. W monotonii twojego szarego dnia także.
Choroba afektywna dwubiegunowa jest często określana jako rollercoaster nastrojów. Faktycznie coś w tym jest, bo osoba chora, ale również jej bliscy czują się jak podczas jazdy kolejką w lunaparku. Muszą zmagać się z nagłymi wzlotami i upadkami w sferze emocji, a ich życie często nabiera niekontrolowanej prędkości, by zaraz potem gwałtownie zwolnić albo całkowicie się zatrzymać.
Jak jest w moim życiu? Czy słucham słów Jezusa w taki sposób, żeby je usłyszeć? „(...) Ci, którzy usłyszą, żyć będą” – mówi dziś do nas Jezus.
Po wysłuchaniu liturgii słowa przechodzimy do liturgii eucharystycznej – tej jakby drugiej części Mszy świętej. To, co zostało przez Pana Boga zapowiedziane, wypełnia się. Słowo, które zostało nam odczytane i wyjaśnione, staje się ciałem. Wieczernik zmienia się w Golgotę. Odtąd w centrum liturgii stoi ołtarz, a przyniesione przez wiernych dary, stają się Ciałem i Krwią Chrystusa. Potem stają się [...]
Często stawiamy sobie te pytania – zwłaszcza wtedy, gdy choroba dotyka nas w sposób nieubłagany i z coraz większą siłą: „Dlaczego mnie to spotkało?”, „Czy Bóg nie mógłby mnie uzdrowić”? Odpowiedź – przynajmniej na drugie pytanie – wydaje się dość prosta. Mógłby. Nie w tym jednak rzecz. W naszej chorobie nie chodzi bowiem o Bożą moc lub niemoc, ale o nas samych i o to, co Bóg zamierza z nami zrobić; do czego nasza choroba może się przysłużyć.